Słodko-gorzkie refleksje z wyprawy do
Worka Bieszczadzkiego
Przebywając na kilkudniowym urlopie w
okolicach Przemyśla postanowiliśmy wybrać się na krótki,
jednodniowy wypad w Bieszczady. Tym razem jednak nie chodziło o
wędrówki malowniczymi połoninami, leniwy relaks nad Zalewem
Solińskim, czy przejażdżkę drezynami rowerowymi w Uhercach
Mineralnych (swoją drogą jest to wyjątkowo miły sposób
poznawania Bieszczad – serdecznie polecam). Tym razem
postanowiliśmy zwiedzić najdzikszy z dzikich zakątków Polski –
tak zwany Worek Bieszczadzki.
Pierwszym przystankiem na nasze trasie
był Chreptiów. Ten nawiązujący kształtem i wystrojem do
sienkiewiczowskiej stanicy ośrodek turystyczny, to ostatni przejaw
cywilizacji w regionie. Swoją drogą ośrodek ( hotel, restauracja z
przyległymi terenami zielonymi i stawami) zrobiły na nas ogromne
wrażenie. Jak za skinięciem czarodziejskiej różdżki
przenieśliśmy się w minione wieki , pełne wąsatych sarmackich
rycerzy trzymających straż na Dzikich Polach . To nic, że postacie
gipsowe, a Chreptiów jest dziełem fantazji współczesnych
architektów. Jest nastrój, koloryt i to się liczy. A na dodatek z
Chreptiowa rozciągają się przepiękne widoki na leżące w oddali
pasma Bieszczad. Bezcenne przeżycie.
Wzmocnieni kawą u Pana Michała pojechaliśmy dalej w kierunku na Muczne, Tarnawę Niżną, Tarnawę Wyżną aż do Bukowca . Początkowo droga całkiem znośna, wąska, kręta, ale o dobrej nawierzchni. Zabudowania pojawiają się sporadycznie, za to dzika natura otacza nas ze wszystkich stron. Wyjątek stanowi Muczne z dość ładnym ośrodkiem turystycznym, kilkoma zabudowaniami i grupą leniwie snujących się turystów. Dalej jest coraz ciekawiej. Mijamy Tarnawę Niżną , wieś z samotnym sklepem, karczmą w stylu lat 70-tych ubiegłego wieku (za to z przepysznymi pierogami) i punktem informacji turystycznej w którym wszyscy ci, którzy planują zwiedzanie torfowisk w okolicy nieistniejącej już wioski Tarnawa Wyżna powinni wykupić bilety wstępu
uprawniające do wejścia do rezerwatu.
Po drodze mijamy kilka lokalnych atrakcji - starannie oznakowanych, ale
bynajmniej nieobleganych przez tłumy turystów : rezerwat żubrów,
żeremia bobrów (na zdjęciu punkt obserwacyjny na rozlewiska z
bobrami), hodowlę konia huculskiego (możliwość wykupienia jazdy w
teren za śmieszną kwotę 50 PLN), czy skansen - potażownię
(urządzenia i instalacje do wypalania węgla drzewnego i produkcji
potażu)
Torfowiska stanowią największa
atrakcję w regionie. O ich unikatowym charakterze stanowi ich
położenie na wysokości 670-678 n.p.m. - są to jedyne w Polsce
torfowiska znajdując się na tak dużej wysokości. Łatwe do
zwiedzania, dzięki wygodnym drewnianym ścieżkom – pomostom
przecinającym oba płaty torfowisk.
Naprawdę warte są obejrzenia. Unikatowa roślinność bagienna: borówka bagienna, borówka brusznica, bażyna czarna, żurawina błotna, turzyca skąpokwiatowa, bagno zwyczajne, rosiczka okrągłolistna przeplata się z borem bagiennym tworzonym przez brzozy, świerki i sosny. Znaczną powierzchnię torfowisk zajmuje tzw mszar, czyli zbiorowisko roślinne o kępowej naturze, w którym dominują mchy torfowce.
Na spacer po torfowisku trzeba zarezerwować sobie ok. 1-1,5 godziny. Na pewno nie będzie to stracony czas. Z parkingu przy torfowisku roztacza się malowniczy widok na bieszczadzkie szczyty: północno-wschodnie stoki Halicza (1333 m n.p.m.), Wołowy Garb (1248 m n.p.m.), Kopę Bukowską ( 1320 m n.p.m.) Krzemień ( 1335 m n.p.m) i Bukowe Berdo (1311 m.n.p.m.)
Naprawdę warte są obejrzenia. Unikatowa roślinność bagienna: borówka bagienna, borówka brusznica, bażyna czarna, żurawina błotna, turzyca skąpokwiatowa, bagno zwyczajne, rosiczka okrągłolistna przeplata się z borem bagiennym tworzonym przez brzozy, świerki i sosny. Znaczną powierzchnię torfowisk zajmuje tzw mszar, czyli zbiorowisko roślinne o kępowej naturze, w którym dominują mchy torfowce.
Na spacer po torfowisku trzeba zarezerwować sobie ok. 1-1,5 godziny. Na pewno nie będzie to stracony czas. Z parkingu przy torfowisku roztacza się malowniczy widok na bieszczadzkie szczyty: północno-wschodnie stoki Halicza (1333 m n.p.m.), Wołowy Garb (1248 m n.p.m.), Kopę Bukowską ( 1320 m n.p.m.) Krzemień ( 1335 m n.p.m) i Bukowe Berdo (1311 m.n.p.m.)
Wstęp do rezerwatu płatny (bilety
kupujemy w Tarnawie Niżnej, w rezerwacie nie ma kasy). Cena biletu 6
PLN/osoba.
Za rezerwatem droga staje się
zdecydowanie gorsza, powoli zamieniając się w szutrową, pełną
kolein i dziur. Ostatnim etapem naszej podróży jest Bukowiec –
nieistniejąca już wioska, po której jedynymi pozostałościami
jest cmentarz wojenny z czasów I wojny światowej. Jeżeli chcemy
kontynuować zwiedzanie musimy pozostawić samochód na dość obszernym i tłocznym parkingu. Dalej tylko pieszo lub rowerem.
Potencjalnym celem wyprawy może być nieistniejąca już po polskiej
stronie granicy miejscowość Sianki z grobem hrabiny Stroińskiej i
źródła Sanu (w rzeczywistości jest to jedynie dopływ Sanu,
źródła Sanu znajdują się po stronie ukraińskiej). Niestety,
późna pora dnia uniemożliwiła nam pieszą wyprawę do Sianek –
w końcu to ładnych kilka godzin marszu. Będzie więc powód aby
ponownie odwiedzić te malownicze miejsca.
W tytule naszą wyprawę nazwałam
słodko-gorzką. Bo rzeczywiście taki był jej smak. Z jednej strony
niewyobrażalne piękno bieszczadzkich krajobrazów, potęga
otaczającej nas dzikiej natury, przyrody, ciszy, oddalenia od
codzienności, z drugiej gorzka refleksja nad przemijaniem,
zapomnieniem, niestałością. Tereny, które opisuję, przed II wojną światową tętniły życiem. Liczne fabryki, wykorzystujące miejscowe surowce, zaludnione wsie i miasteczka, kurorty, takie jak Sianki z licznymi domami wczasowymi, teatrem i skocznia narciarską, trasa kolejowa - wszystko to odeszło w zapomnienie. O dawnej świetności tego regionu świadczą jedynie cmentarze, ruiny wsi czy jakże charakterystyczne przęsła mostów - pozostałość po nieistniejącej już trasie kolejowej.
No cóż – wyprawa okazała się piękna, zachwycająca niezwykłym bogactwem przyrody, ale także głęboko refleksyjna . Po prostu słodko-gorzka..
zapomnieniem, niestałością. Tereny, które opisuję, przed II wojną światową tętniły życiem. Liczne fabryki, wykorzystujące miejscowe surowce, zaludnione wsie i miasteczka, kurorty, takie jak Sianki z licznymi domami wczasowymi, teatrem i skocznia narciarską, trasa kolejowa - wszystko to odeszło w zapomnienie. O dawnej świetności tego regionu świadczą jedynie cmentarze, ruiny wsi czy jakże charakterystyczne przęsła mostów - pozostałość po nieistniejącej już trasie kolejowej.
No cóż – wyprawa okazała się piękna, zachwycająca niezwykłym bogactwem przyrody, ale także głęboko refleksyjna . Po prostu słodko-gorzka..
Bieszczady mają wiele wspaniałych miejsc, które naprawdę odwiedzić. Ja polecam zdecydowanie wybrać się kiedyś w nocy na warsztaty Nocnego Gwiezdnego Nieba, które zrobiły na mnie największe wrażenie. Bardzo ładne zdjęcia i życzę powodzenia w dalszej pracy. Do zobaczenia na szklaku!
OdpowiedzUsuń