Zimowy spacer na Grabową
Mimo że nie było mnie na blogu od
prawie trzech tygodni, minione weekendy spędzaliśmy bardzo
aktywnie. Pogoda sprzyjała plenerowym wyprawom, które w kolejnych
dwóch postach postaram się przybliżyć.
Pomimo zimy i sporych
ilości śniegu postanowiliśmy wybrać się w góry, dokładniej
mówiąc do Brennej. I tutaj zaraz po przyjeździe do miasta
pierwsze zaskoczenie – środek zimowych ferii, a w Brennej
absolutnie pusto i cicho. Nie działają wyciągi narciarskie, nie ma
turystów. Jedynie w słynnej kawiarni Bajka, gdzie tradycyjnie
kończymy naszą peregrynację po górach filiżanką kawy i
przepysznym ciastkiem ( polecam gorąco, a nie jest to blog
reklamowy) zastaliśmy trochę ludzi – a i tak tłok był mniejszy
niż zazwyczaj.
Z centrum podążyliśmy niebieskim
szlakiem kilkaset metrów wzdłuż rzeki Brennicy, skręcając
następnie w prawo w dolinę Hołcyny. Wąska asfaltowa droga wije
się tam przez ponad kilometr wzdłuż nielicznych zabudowań i
lasów mijając przystań kajakową z niewielkim zalewem.
Po pół godzinnym marszu dochodzimy do
miejsca gdzie niebieski szlak na Salmopol odbija w lewo zaś nasza
spacerowa alejka ( przepraszam: ścieżka edukacyjna) podąża wśród
lasów wzdłuż strumienia zboczem Grabowej. Asfaltowa trasa,
zamknięta dla ruchu kołowego, łatwa do przejścia w innych porach
roku, zimą sprawiła nam sporo trudności, tym bardziej, że byliśmy
chyba jedynymi śmiałkami, którzy zdecydowali się na jej pokonanie
w kopnym śniegu. Jednak nasz wysiłek został sowicie nagrodzony
niezwykłymi widokami ośnieżonych gór, drzew uginających się pod
ciężarem świeżego śniegu i przyrody całkowicie nieskażonej
cywilizacją. Niezwykły spokój, absolutna cisza, przerywana
jedynie trzaskiem łamiących się pod naporem śniegu gałęzi
stworzyły niepowtarzalny, bajkowy wręcz nastrój. Po ponad
godzinnym spacerze doszliśmy do składowiska drewna, gdzie ścieżka
dość stromo zaczyna podchodzić w górę na Grabową.
I tutaj
stanęliśmy przed trudnym wyborem – kontynuować wspinaczkę
śliską trasą pomimo całkowicie przemoczonej odzieży i sporego,
ponad dwugodzinnego wysiłku czy wracać do cywilizacji. Krótki
dzień oraz obawa, że schronisko na Grabowej będzie nieczynne poza
sezonem skłoniły nas do odwrotu. Nie przeszliśmy nawet kilometra w
stronę Brennej gdy dogoniła nas kilkuosobowa grupa turystów
schodząca ze schroniska, które okazało się od tygodnia otwarte.
Były to jedyne żywe istoty jakie spotkaliśmy w górach.
Naszej wyprawy, mimo że nie
osiągnęliśmy zamierzonego celu, nie nazwałabym nieudaną. Bo nie
zawsze chodzi się po górach po to by gdzieś dojść, często po
to, by sobie po górach pochodzić. A chodzenia nam w ten weekend
nie zabrakło – trasa pokonywana w lecie w ciągu 90 minut zajęła
nam w sumie ponad trzy i półgodziny. Ale było warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz